niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 1


Chłód tego listopadowego wieczoru dawał się odczuwać coraz silniej na skórze młodej Miriam, spoglądającej z wieży zamkowej na rozciągające się i ginące wraz z linią horyzontu pola. Zwłaszcza, że te zamkowe okna nie miały szyb. Zwłaszcza, że lęk wysokości dziewczyny był silniejszy niż uczucie zimna. Już od godziny wpartywała się w zielone pola, które były puste. Takie puste i takie ogromne, podobnie jak puste było teraz jej serce i jak ogromny ból musiała weń dźwigać. Nawet nie zorientowała się, kiedy jej oczy nabrzmiały łzami a pierwsza jej łza spłynęła po bladym licu.
Wtedy właśnie zjawił się on. To dziwne coś, co trudno było nazwać człowiekiem, bo posiadało skrzydła i potrafiło latać. Ciekawe jak to jest być uskrzydlonym? Ciekawe jak to jest umieć latać. Jak dotąd widywała tylko latające ptaki, ale nigdy nie przypuszczała, że ludzie też mogą posiadać skrzydła.
- Nie wychylaj się, bo spadniesz. - Słowa mężczyzny wypełniły głowę Miriam, która odruchowo cofnęła się dalej okna. Wzrok z ogromnych łąk przeniosła na mężczyznę, którego imienia wciąż nie potrafiła zapamiętać. Wpatrywała się w jego ogromne, zielone oczy, kruczoczarne włosy i równie bladą jak i jej karnację. Nie byłby niczym dziwnym dla dziewczyny, gdyby nie te skrzydła. Jak on tego używał? Jak w ogóle można latać? Ten dziwny człowiekopodobny niewiadomo kto twierdził, że ocalił Miriam, jednak ona sądziła, że zabierając ją do tego dziwnego świata, pozbawił ją szczęścia. Gdzie ona w ogóle była? Tkwiła w jakiś zamku, otoczonym ogromnymi, przerażającymi, pustymi łąkami. Co to za miejsce?
- Ciągle mi się przyglądasz, gdy się zjawiam, jakbym był potworem. - odezwał się, przecinając ten gruby sznur myśli, zasysających dziewczęcy mózg.
- Jesteś. - Odezwała się odruchowo, jednak za chwilę ugryzła się w język. Wolała uważać na słowa, nie wiadomo do czego przybyły wraz z jego skrzydłami był zdolny.
- Nie jestem. Jestem hybrydą, mieszanką Anioła i człowieka, już to mówiłem. - Faktycznie, wspominał dziewczynie wiele razy. Ale słowo "hybryda" było zbyt trudne, by dziewczyna mogła je zapamiętać. Przecież mówić nauczyła się niespełna rok temu a teraz ten skrzydlaty facet wymaga od niej zapamiętywania takich słów. Nawet nie wiedziała co ma mu odpowiadać, była taka zagubiona, zdesperowana, przecież ona nawet nie miała pojęcia chyba kim jest i co tutaj robi. Miała dopiero czternaście lat, a wydawało się, że przeżyła więcej niż niejeden pięćdziesięciolatek. Zanim została zabrana przez skrzydlatego mężczyznę do tego zamku, przeżyła rzeczy, o których nie śniła większość dziewczyn w jej wieku. Widziała śmierć własnej siostry, martwe ciała swoich przybranych rodziców, którzy co prawda byli wilkami, wychowującymi ją od niemowlęcia, lecz kochała ich bardziej niż własne życie. Widziała ogień, walkę, krew. Dlaczego te dziwaczne stworzenia na karych koniach rozpalili pożar w lesie, w którym się wychowała? Dlaczego zabili jej wilczych rodziców, jej siostrę, dlaczego próbowali zabić także i ją wraz z pozostałą trójką rodzeństwa? I dlaczego ten skrzydlaty, stojący teraz z nią na środku wieży zamkowej, zabrał ją wraz z braćmi i siostrą do tego zamku? Miriam wiele razy szczypała się po rękach, sprawdzając czy to nie jest przypadkiem zły sen. Niestety. To była rzeczywistość. W dodatku niezbyt pozytywna i kolorowa.- Przestań o tym myśleć! - Krzyknął w końcu uskrzydlony, sprowadzając dziewczynę na ziemię. Spojrzała na niego przerażona, łzy znów stanęły w jej oczach, podobnie jak serce omal nie stanęło w jej piersi. Nie chciał krzyknąć, jednak dobrze wiedział o czym myśli. Potrafił odczytać z jej umysłu wszystko, każdy szczegół, zobaczyć każdy obraz w jej wyobraźni.- Nie gap się tak na mnie, wiesz, że potrafię czytać w myślach. Masz o tym nie myśleć. - Uniósł palec wskazujący ku górze, dając wrażenie, jakby dziewczynie groził. -To już się wydarzyło i nic na to nie poradzisz, powinnaś być mi nawet wdzięczna za to, że uratowałem życie Tobie i twojemu rodzeństwu. Gdybyśmy wraz z Klanem nie zjawili się w porę, bylibyście już dawno w krainie wiecznych łowów. Albo i gdzie indziej. - Opuścił dłoń, beznamiętnie patrząc się na przerażoną, gotową wybuchnąć płaczem Miriam. Oczywiście, że było mu jej żal. Była taka malutka przy nim, taka bezbronna i zagubiona. Jej jaśniutkie blond włosy, sięgające do pasa, zasłaniały teraz jej twarz, nie mógł więc ocenić czy już płacze czy jeszcze trzyma cały ten żal w sobie. Milczał chwilę, patrząc jednak wciąż na jej blade lica, nadal jednak suche. W końcu uniosła głowę i jej błękitne oczy spoczęły na facjacie skrzydlatego. Nie było w nich łez ani żadnych emocji. Ból, żal, strata i krzywna, to wszystko co zeń wyczytał. Wiedział, że jeśli ma z niej uczynić Alfę, przywódczynię swego Klanu, musi być wobec niej nieco surowy i zdystansowany. Tylko takim sposobem był w stanie nauczyć ją bycia silną, odważną, szlachetną i mężną. W Mystical Bordeaux nie było miejsca na łzy, strach i wieczny smutek.
- Weź się w garść, idź coś zjedz i zejdź na dół. Łatwo znajdziesz drogę wyjściową z Zamku. Stań za raz za fosą, zjawię się tam w ciągu kilku minut. - Powiedział, spokojniejszym tonem, chcąc uspokoić sytuację. I zniknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz