poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział 4

Rozdział IV

Wieczorem, a właściwie póżną nocą, pewna tego, że każdy już śpi, wyszła na zewnątrz zamku, usiadła na trawie i zaczęła rozmyślać. Nie zwracała uwagii na to, że było zimno, że byłą głodna, bo przecież przez ten cały czas prawie nic nie jadła. Kiedy delikatny powiew wiatru musnął jej lica, zmrużyła oczy. Cały czas myślała, myślała o nim. O tym jak blisko niego była, o jego zapachu, jego słowach, które nadal słyszałą w swoich myślach. Miał być ojcem jej dzieci. Ale jak to miało się zdarzyć, jak te dzieci mają się pojawić, co musi zrobić? Może powinna zapytać Aresa, z którym była teraz bliżej niż ze swoim rodzeństwem? Oparła czoło na swych rękach, mając przed oczami teraz tylko ziemię i swoje stopy.
- Co tu robisz? - usłyszała nagle głos tuż za sobą, poderwała się więc szybko i stanęłą na równe nogi, twarzą do przybyłego. Na szczęście to był on, dobrze że się zjawił, miała nadzieję zadać mu to nietypowe pytanie.
- Siedzę. - Wypaliła szybko, łamiącym się głosem, mimo, że skrzydlaty nie wyglądał na zdenerwowanego. Na jego twarzy malował się stoicki spokój, co było doń nie podobne. Chciał ją zapytać dlaczego tu jest, o czym myśli, ale ugryzł się w język i po prostu usiadł obok, zachęcając by Miriam także usiadła.
- Coś Cię trapi i nad czymś się zastanawiasz. - Mimo, że nie zadał jej pytań, które chciał zadać, zmusił dziewczynę do wyjawienia powodu dla którego wyszła z zamku w tak mroźną noc. Usiadła więc, niezbyt blisko choć i tak bliżej, niż poprzednim razem. Widać było, że powoli się oswaja z nową sytuacją, nowym miejscem i ludźmi. Nawet nie płakała już tak bardzo jak za pierwszym razem, gdy się tu zjawiła. Wydawałoby się, że zapomniałą o rzezi jej wilczych rodziców, jaką zgotował Klan Cierni, ale ona nadal trzymała to wszystko w sercu, nie wylewając zeń swych żali i swego bólu na nikogo, nawet rodzeństwo. Była zdystansowana, choć tak na prawdę potrzebowała przytulenia, ciepła i czułości. Kto miał jej to dać?
- Wczoraj był u mnie... - Zawiesiła się, próbując przypomnieć sobie jego imię. Trwało to jednak zbyt długo i Alfa dokończył za nią:
- Hisham. - Uśmiechnął się doń najserdeczniej i najcieplej jak potrafił, byleby zachęcić jasnowłosą do dalszej rozmowy. Przytaknęła mu na te słowa, nie odwzajemniając jednak uśmiechu.
- Powiedział, że będę miała z nim dzieci. - Spojrzała Aresowi głębo w oczy, wyjawiając swym błękitnym spojrzeniem wszystko, o co chciała zapytać. Jej szklące oczy same wydawały się pytać: "Jak mam stać się matką, czy w ogóle muszę i co właściwie trzeba zrobić, by te dzieci mieć i wychować." Ares przełknął ślinę, rozwierając oczy jak spodki. Nawet jego usta rozchyliły się nieco ze zdziwienia. Odwrócił głowę w stronę zamku, jakby gdzieś tam miał ujrzeć Betę Ognia. Co on ma jej powiedzieć? Ciemnoskóry postawił go w niezręcznej sytuacji. Przecież wiadomo było, że ona nie będzie wiedziała o co chodzi i to właśnie Aresa zapyta a on nie będzie wiedział co jej powiedzieć. Jak ma jej wyjaśnić cały cykl współżycia z partnerem, zachodzenia w ciążę i zakładania rodziny? Przecież to się robi instynktownie. Odwrócił wzrok spowrotem na Miriam, której spojrzenie nadal pytałp a teraz wręcz nawet wierciło dziurę w Alfiej twarzy.
- Posłuchaj... - zaczął, zwilżając śliną wargii. - Jesteś przyszłą Alfą, właściwie już masz zaklepane jej miejsce, ale musisz wiedzieć jeszcze wiele rzeczy, nie znasz jeszcze swoich obowiązków, a jednym z nich jest posiadanie potomstwa. Jest to ważne, bo w Klanach tylko Alfy i Bety mogą się rozmnażać. Inni członkowie nie powinni, bo takie dzieci nie są potomkami władz, nie mają więc w sobie dosyć siły i nie mają porządnego rodu, stają się więc zwykłymi istotami o małych siłach, łatwymi łupami dla wrogów. Dlatego nawet jeśli para, nie dzierżąca władzy chce mieć dzieci, to rozum jednak bierze górę, bo oni wiedzą, że ich potomstwo miałoby małe szanse na przeżycie. Dlatego posiadanie dzieci jest zaszczytem dla Ciebie i Twojego partnera, którym, jak wiesz będzie Hisham. - Wszystko dobrze, lecz Ares wymówił to wszystko zbyt szybko, nie dając zbytniej szansy Miriam do zrozumienia wszystkich słów, jednak ona poradziła sobie z tym i tylko przytaknęła głową, kiedy uciął nagle swą wypowiedź, pozwalając mu mówić dalej.
- Musisz wiedzieć, że Twoim obowiązkiem jest posiadanie potomstwa, które będzie następcami władzy, którym oddacie z partnerem geny, pozwalające im rządzić, kiedy dorosną, tak samo jak i Wy rządzicie teraz. Jeśli chodzi o to w jaki sposób masz zająć w ciążę, nie potrafię Ci tego wyjaśnić. Instynkt Cię tego nauczy... Oraz Hisham. Idź teraz spać a rano spotkaj się z nim. - po tych słowach wstał i sprzedając dziewczynie ostatni serdeczny uśmiech, rozłożył skrzydła i po prostu odleciał. Ma się z nim jutro spotkać. Ale po co? Zrozumiała. Musi mieć dzieci i wychować je na istoty równie silne jak ona. Z pokerową twarzą skierowała swe kroki ku zamkowi.


***

 Alfa nad świtem pojawił się w wierzy zamkowej zamieszkanej przez ciemnoskórego. Wparował doń bez pukania, wiedział jednak, że tamten jest sam, z kim mógłby być? Z Miriam? Ona nawet nie wie gdzie on jest.
- Idiota! - Wrzasnął, nie będąc jednak zdenerwowanym. Humor tej nocy dopisywał mu, bo wiedział, że niedługo zacznie się ten okres, kiedy wszystkie kobiety z Klanów, tak jak zwierzęta, będą w rui, więc będzie to dobry okres na znalezienie partnerki i spłodzenie potomka. Zmarszczył jednak brwi, pozorując zdenerwowanie. Hisham siedział na swym łóżku z jakąś książką w rękach, patrząc się na Alfę szeroko rozwartymi oczyma, który nie dosyć że wszedł sobie bez pukania to jeszcze go na dzień dobry wyzwał. Nie odpowiedział mu, zdezorientowany.
- Byłeś u niej, byłeś u niej idioto i powiedziałeś jej, że ma mieć z Tobą dzieci. Postawiłeś mnie w sytuacji nie do opisania, Ty wiesz, że ona przyszła z tym do mnie i zapytała co ma robić, żeby mieć dzieci? Wiesz, że nawet nie wiedziałem co jej mam powiedzieć? Jesteś popaprany, Hisham. - Udawanie wkurzonego nie udało mu się, bo kącik jego warg drgnął ku górze, co zachęciło Betę do wybuchu śmiechem.
- Aha, cieszysz się. Ciekawe jak Ty sobie teraz z tym poradzisz. - Ares podparł dłonią podbródek, pozorując zamyślenie. Beta uspokoił się trochę, kiedy jego twarz była już czerwona. Przyłożył dłoń do ust, pochamowując napad śmiechu, który próbował wydostać się na zewnątrz. W końcu, wyczerpany, wydał z siebie zaledwie astmatyczny świst.
- Z czym? - Odwrócił wzrok i wstał, wyglądając przez okno, jakby czegoś tam szukał.
- Z nią. Taką niedoświadczoną. Jak nauczysz ją współżycia, zachowania się podczas ciąży i po niej? Niedługo będzie okres rui, masz szansę, by się do niej zbliżyć. - Teraz oczy Hishama zdawały się być ogarnięte przerażeniem.
- Teraz? A ona jest już w ogóle Alfą? Boże, dopiero się tu pojawiła, jest za młoda! - Ostatnie słowo zaakcentował a nawet wykrzyknął.
- Nie mamy czasu, Alfą stanie się za kilka dni i matką też musi. Przecież ma instynkt, który ją poprowadzi i zrobi z niej dobrą matkę. Widzę to w jej oczach, ona będzie doskonałą Alfą i rodzicielką. Musi mieć dużo potomstwa, bo potrzebujemy silnych istot. Wojna jest coraz bliżej, Cierniści już coś planują, czuję to. - Westchnął głośno, wyglądając teraz przez to samo okno, przez które wyglądał ciemnoskóry. - Martwi mnie tylko fakt, że od wszczepu minęło kilka dni a jej skrzydła nie pojawiają się. Ale mam nadzieję, że jej organizm przyjmnie wszczep dosyć dobrze i skrzydła w końcu rozwiną się. Przy okazji możesz to sprawdzić, kiedy już dojdzie co do czego. - Wyszczerzył się do Bety cwanym uśmieszkiem, cofając się w kierunku drzwi.
- Czekam na wrażenia i powodzenia życzę, okres godów powinien zacząć się jutro lub najdalej za trzy dni.
- Masz to, widzę, dokładnie przeliczone. - Hisham stuknął kilkukrotnie palcami o stros cegieł, tworzących ścianę, wizualizując przeliczanie na kalkulatorze. Widząc ten prześmieszny gest, Alfa roześmiał się szczerze i w końcu wycofał z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz